wtorek, 5 maja 2015

Co u mnie słychać? ;)

Długi czas minął od ostatniego posta, ale wiele w moim życiu się wydarzyło. Wciąż szukam swojego pomysłu na siebie :) W styczniu przeszłam załamanie nerwowe i od tamtej pory ciągle byłam smutna i przybita, nie widziałam sensu swojego życia, nie potrafiłam wyobrazić sobie przyszłości, nawet tej najbliższej.. Wszystkie moje emocje były spłycone, nie odczuwałam żadnej radości, przyjemności, szczęścia. Przytulając się do chłopaka czułam się tylko winna, że skoro w jego objęciach nie jestem szczęśliwa, to nie zasłużyłam na niego. Ot, takie głupie gadanie. Okazało się, że miałam stan depresyjny i nikomu, nawet najgorszemu wrogowi nie życzę tego, co przeszłam i czułam w tamtym czasie. Z pomocą najbliższych, mojej najlepszej przyjaciółki - mamy i ze wsparciem mojego ukochanego, wychodzę pomału na prostą :)

I tu w moim życiu pojawiła się Elsa. Moja sunia jest owczarkiem niemieckim długowłosym i jej zadaniem było wprowadzić trochę radości i światła do mojego życia. Miała być moją motywacją do wstania z łóżka i życia, zajęcia się czymś innym, niż rozpaczanie nad własnym, wymyślonym nieszczęściem.

Poniżej widzicie zdjęcia Elsy i jej wesołego rodzeństwa u hodowcy, jeszcze zanim wybrałam konkretnego psiaka :)



Elsa urodziła się w dużym miocie, bo szczeniaków było aż 8, dwa pieski i 6 suczek. Owczarki niemieckie wymagają odpowiedzialnego i doświadczonego właściciela. Doświadczona to ja akurat nie jestem, bo psy w moim domu przewijały się zawsze, ale raczej jako kundelki na łańcuchu.. Ten pies miał być moim przyjacielem śpiącym w moim pokoju, do którego mogę pogadać i pójść się poruszać na spacerze. Po konsultacji z hodowcą, wybrałam suczkę, przepiękną, rudą - miała mieć na imię Ginger. Po dwóch wizytach w hodowli okazało się, że suczka jest mocno dominująca w stosunku do rodzeństwa, szuka tylko okazji do bitki i mogę sobie z nią nie poradzić w przyszłości. Ostateczny wybór padł na inną suczkę- bardziej podobną do ojca- mocno czarną z beżowym podpalaniem, a nie rudym jak matka.

matka - Aga z Harexu

ojciec - Denis Wilcza Gromada

Połknęłam bakcyla i jestem teraz absolutną psiarą :) mój czas i myśli pochłonęło czytanie książek o psach, wychowaniu szczeniąt, żywieniu, szkoleniu.. Myślę, że moje doświadczenia ze szkoleniem Elsy będą sporą częścią tego bloga, bo coś czuję, że to jest jeden z moich pomysłów na siebie :)

Pierwszy wieczór w domu :)

Dziś Elsa ma już prawie 4 miesiące, chodzimy na zajęcia psiego przedszkola, świetnie się dogadujemy i myślę, że jest szczęśliwym psiakiem :P




Poza moją nową owczarkową miłością, musiałam dość radykalnie obciąć włosy. Początkowo skróciłam je tylko 10cm, bo były tak długie, że siedząc w wannie z włosami związanymi w warkocz, końcówki były mokre. Niestety włosy, po moim styczniowo-lutowym stresie są w stanie opłakanym. Wypadają garściami, w zdecydowanie zbyt dużej ilości. Tracę zwykle około 3 garści dziennie. Zaczynam stosować olej rycynowy, bo wyczytałam, że fajnie hamuje wypadanie i stymuluje porost małych baby hair :) Niestety jako blondynka, muszę przygotować się na to, że mój naturalny blond ściemnieje, bo olej rycynowy ma właściwości przyciemniające kolor włosów. Jednak wolę mieć ciemne włosy niż rzadkie lub wcale ;) Dam znać jak efekty rycynowej kuracji :)

Druga, smutna rzecz dotycząca włosów, to, że musiałam je drugi raz bardzo mocno skrócić, z racji tego nieszczęsnego wypadania. Nie wchodzę w dyskusję, czy obcinanie przy wypadaniu jest mitem, czy też nie. Wiem, że moje włosy z racji grubości i długości, były bardzo ciężkie i stąd mogło się wzmóc wypadanie. Nawet na poniższym zdjęciu możecie zauważyć, że włosy z października były proste jak po prostownicy, a już kwietniowe zaczynają się wywijać w dziwne strony i tworzyć średnio estetyczne fale. Różnica w kolorze wzięła się ze światła - zdjęcie z lewej robione w okolicy południa przy naturalnym świetle, z prawej około 22 tylko z lampą. Poniżej mała włosowa aktualizacja:




A może Wy macie jakieś sprawdzone sposoby na wypadające włosy? Piszcie, chętnie je poznam :)

poniedziałek, 2 lutego 2015

Kosmetyczne weekendy - projekt DENKO, listopad-grudzień 2014 - cz. 1

Witajcie.

W dzisiejszym poście chciałam opowiedzieć Wam co nieco na temat kosmetyków które używałam i skończyłam w listopadzie i grudniu. W zasadzie nie używam zbyt wielu kosmetyków, więc nie jestem w stanie co miesiąc wrzucać opinii o 20 zużytych produktach :P ale raz jakiś czas podzielę się moją opinią :)





Zacznę więc od płynu micelarnego firmy Dermedic.


Jak widać na zdjęciu, jest to płyn Hydrain3 hialuro. Nie jestem zadowolona z tego produktu. Kupiłam go skuszona promocją, pomimo, że nie mam skóry suchej. Zużyłam w mękach, bo ani nie odpowiadał mi zapach, ani efekt - do demakijażu praktycznie w ogóle się nie nadaje, i nie mówię tu o jakimś pełnym makijażu, a jedynie tuszu. Zużyłam jako tonik do odświeżenia twarzy. Osobiście nie polecam, ma właściwości zwykłej wody.


Kolejny na tapetę idzie szampon Intensywna Regeneracja z Ziaji.


Kupiłam go z nadzieją na podratowanie włosów, mega zniszczonych po wakacjach. No niestety, kolejny zawód. Jeśli masz dużo włosów, są one długie, a zwłaszcza niskoporowate lub średnioporowate, to ten szampon NIE jest dla Ciebie :) Dla moich włosów jest zbyt lekki, nie zrobił nic, z tego co obiecuje producent. Mam nawet wrażenie, że nasilił uczucie "sianka" na końcówkach. Na pewno nie sięgnę po niego ponownie, mimo, że jestem fanką kosmetyków Ziaji.


Nastepny w kolejności jest Antyperspirant Adidas.



Nie będę ukrywać, że jestem bardzo podatna na działanie reklam. Po produkt ten sięgnęłam, widząc wszędzie na reklamach Adidasa uśmiechniętą Ewę Ch. I akurat tak się złożyło, że korzystałam z niego podczas mojego pobytu w Holandii, w celach zarobkowych. Pierwsze co, to skończył się nadspodziewanie szybko. Może to tylko moje wrażenie, bo na codzień wierna jestem sztyftom, które są mega wydajne. Naprawdę, momentami bałam się, że braknie mi go do czasu powrotu. Znikał wręcz w oczach. Druga sprawa, to że nie chronił w takim stopniu, jakbym się tego spodziewała. Co prawda nie było czuć żadnego przykrego zapachu, ale w gorętsze dni czułam dyskomfort, że zaraz może przestać działać. W skali 1-10 oceniam na 4.


Jako kolejne, opiszę moje wrażenia z używania mgiełki do włosów Gliss Kur.



Jeden z lepszych kosmetyków, jeżeli ktoś lubi mgiełki do włosów. Moje włosy są miękkie, gładkie, błyszczą się, są sypkie i mniej się plączą. Nie wymagają też jakiegoś zawziętego prostowania, są gładsze tak same z siebie :) Na pewno sięgnę po niego kolejny raz, kocham go szczególnie za zapach, który czuć praktycznie aż do następnego mycia.


Ostatnim kosmetykiem jaki opiszę w tym poście jest masło do ciała Avon Care Cocoa Butter.



To jest absolutny hit sezonu! Gęste masło, które momentalnie się wchłania, bez konieczności długiego wmasowywania :) Skóra jest mięciutka, nie ma mowy o przesuszeniu. Zapachem przypomina mi prawdziwe, słodzone kakao. Dla osób, które nie przepadają za takimi kakaowo-waniliowymi zapachami może być za intensywny i męczący. Na skórze zapach utrzymuje się w zasadzie do następnego mycia. Lubię słodkie zapachy, więc mi to nie przeszkadza, ale za tą miękkość skóry zdecydowanie należy mu się 10/10!! Mój absolutny ulubieniec!





W najbliższym czasie opiszę pozostałe 5 kosmetyków które zużyłam, a w międzyczasie zapełnia się kolejny woreczek z pustymi opakowaniami z stycznia-lutego ;)


Korzystaliście z któregoś z tych kosmetyków? Jakie są wasze opinie? :)